wtorek, 31 lipca 2012

Sachsengold Landbier

Trzeba mieć wiele pewności siebie żeby piwo nazwać "saksońskie złoto" ew. "złoto Saksonii". To trochę tak jakby Tyskie nazwać "skarbem Śląska", chociaż przy megalomanii naszych koncernów jestem w sobie stosunkowo łatwo wyobrazić. Oczywiście włodarze browaru w Zwickau myśląc "złoto" brali pod uwagę zapewne jęczmień falujący na polach tego landu (patrz fragment tapety z reklamą piwa zaprezentowany obok) ale szlachetny rodowód minerału, choćby służył jedynie przenośni, do czegoś zobowiązuje.

Dzisiaj w kuflu pieni się landbier i piwo określona szlachetnym epitetem będzie naszym bohaterem wieczoru.

Kolor trunku rzeczywiście złoty, wysycenie niezłe chociaż piana opadła bardzo szybko ledwie zaznaczając małymi wysepkami na powierzchni swoja obecność. Zapach orzeźwiający słodowo-chmielowy. Landbier czyli "powszedniak" powinien cechować się nienachalnością, nawet - ujmując rzecz językiem krytyki literackiej - przezroczystością formalną. Ma zaspokajać pragnienie, towarzyszyć codziennym czynnościom i nie narzucać swojej zbędnej w tym przypadku oryginalności.  Sachsengold spełnia te zadania w stu procentach. Smak głęboko słodowy, do tego stopnia pełny, że ten element składowy stanowi jego niewątpliwy walor. To wrażenie równoważy delikatna goryczka, która wyraźniej wybrzmiewa w finiszu, choć i tutaj słód zdaje się grać pierwsze skrzypce. Dla miłośników mocno nachmielonych lagerów piwo to będzie "zniewieściałe", ale dla całej reszty spędzone z nim 10 minut należeć będzie do przyjemnych. Można by krótko powiedzieć: piwo jak piwo, nic rewelacyjnego. Jednak właśnie w tej super solidnej przeciętności wzorca tkwi siła niemieckich piw, której próżno szukać choćby u nas.
4.9 vol / B

niedziela, 29 lipca 2012

Pamiątka z Czech


Wakacyjne żniwa z terenu Czech. Trochę powtórek, nieco "pierwszaków" oraz gama klasycznych czeskich pilznerów - od vycepnych poprzez spezial po premium i export. Do tego tmave, benedyktyńskie a nawet IPA.

sobota, 28 lipca 2012

Chodovar Kvasnicový Skalní Ležák

Miała być klasyczna, lekka recenzja z degustacji czeskiego kellerbiera uwarzonego w rodzinnym browarze Chodovar. Ten rzadko spotykany na komercyjnych szlakach wyrób, owiany jest całkiem sporą sławą, którą zamierzałem zweryfikować. Niestety trafił mi się do tego celu egzemplarz "wybuchowy", który wystrzelił przy otwarciu pod sam sufit niczym islandzki gejzer. Do końca przydatności do spożycia pozostało jeszcze kilka dni, a tu taka niespodzianka, zapewne spowodowana niezbyt prawidłowym sposobem przechowywania (uwaga na ostrawski sklep Pivoteka Ostrava - damspivo.cz, który jest dość znany w kręgach piwoszy. Warto uważnie przyglądać się etykietom i datom). To co pojawiło się w kuflu, wyglądało imponującą - kolor piękny rubinowy, zmętnienie wspaniałe -  a uchwycony smak przebijający się przez skwaśniały trunek, zapowiadały w normalnych warunkach niezłą ucztą. Jednak w tej sytuacji recenzja musi zostać odłożona na dalszy plan, kiedy z ciekawością i przyjemnością (niezrażony raczej pierwszą salwą:) powrócę do degustacji tym razem bardziej uważnie dobranej butelki. To pierwsze taki wypadek w mojej historii, dlatego z kronikarskiego obowiązku go odnotowuję.
5.0 vol

Butautu Dvaro Bravoro Tamsus Alus

Litewski specjał zaskakuje niecodziennym zapachem. Wyraźnie wyczuwalny karmel i kwasek podbijający wrażenia, do tego - nadające charakteru - nuty wędzonego słodu. Wysycenie trunku rachityczne, piana niewielka, niemal mizerna, za to kolor rekompensuje wrażenia wizualne. Piękna rubinowa toń błyskająca miedzianymi refleksami, prezentuje się pięknie w letnim słońcu. Po pierwszym łyku kolejne zaskoczenie, piwo jest  niemal słodkie, lecz czająca się w odwodzie goryczka szybko niweluje to nie zawsze miłe i pożądane w tym typie alkoholi, wrażenie. Zatem skarmelizowany słód aromatycznie uderza w kubki smakowe i zostaje niemal natychmiast okiełznany przez głęboką goryczkę, która dodatkowo długo pobrzmiewa w finiszu. Jednak ta pierwsza salwa słodkości pozostaje w głowie, a trunek będzie się nam już zawsze jawił jako słodki i jednocześnie niemęczący. Warto odnotować, że w słodzie da się wyczuć winne aromaty, suszone śliwki, a nawet - przy odrobinie wyobraźni - suszone grzyby! W końcu Butautu pochodzi z Litwy, a korzenie lesistego zakątka Europy do czegoś zobowiązują. Nie jest to piwo do spożycia sesyjnego, raczej do degustacji, na deser lub jesienne ognisko, niemniej jednak trudno oprzeć się jego sympatycznemu urokowi.

Na polskiej etykiecie odnotowano, iż piwo które właśnie zakupiliśmy to pszeniczniak co można zrzucić na karb ignorancji, błędu drukarskiego lub po prostu ironicznemu tudzież humorystycznemu nastrojowi importera. W każdym razie nie należy obdarzać zbytnim zaufaniem wszystkiego co wydrukowane na etykiecie. A może po prostu importer wybiera na chybił trafił marki sprowadzanych piw i w takiż sposób je oznacza?
5.5 vol / B+

sobota, 14 lipca 2012

Eibauer Helles Landbier

Leciutki helles idealny na każdą okazję, szczególnie na letnią, niemal piekielną aurę. W kolorze przypomina cytrynowo-słomkową barwę, pięknie pobłyskującą złotymi refleksami. Piana idealnie biała, początkowo obfita, opada raczej szybko. Wysycenie średnie - choć może to wina zbyt szybkiej degustacji :) W smaku ten helles jest wyjątkowo lekki, ale przy tym wystarczającą nasycony zwyczajowymi dla piwa aromatami. To niewątpliwa zaleta - w celu zaspokojenia pragnienia oczekujemy czegoś lekkiego, a nie ciążącego na podniebieniu jak tłuste danie z dziczyzny. Mamy tutaj głęboką choć łagodną goryczkę, lekkie kwaskowe nuty i wysokiej jakości słód. Woda smaczna, a całość nie sprawia wcale wrażenia rozwodnionego napitku, raczej bardziej "wysportowanego" niż odchudzonego. Jeśli należałoby coś zarzucić to niezbyt długi finisz. Oczywiście mamy przed sobą przedstawiciela gatunku, którego cel jest prosty i jednoznaczny - landbier to piwo codzienne, do posiłków, biesiad, pracy, zaspokajania pragnienia, odpowiednik czeskiej dziesiątki. W tej dyscyplinie zasługuje na B (choć to zwykły koncerniak). Przykładając doń inną miarę możecie się zawieść, ale należy jednak studzić nieco oczekiwania. W końcu to piwo a nie francuskie Bordeaux.
4.1 vol / B

poniedziałek, 9 lipca 2012

Freibergisch Schank Bier

Piwo dietetyczne w sam raz na ugaszenie pragnienia po siedmiokilometrowym biegu po zdrowie. Obniżona zawartość cukru jest w piwie pomysłem całkiem nowym, i jako novum sprawdza się słabo, ciągle będąc raczej cudaczną ciekawostką niż przyjętym gatunkiem. Ma to oczywiście swoje całkiem racjonalne podłoże, o czym świadczy choćby dzisiejszy trunek. Ja sam daleki jestem od apriorycznych skreśleń różnych eksperymentów, ale piwo dietetyczne nijak nie może mnie przekonać do siebie. To raczej trunek "w drodze do" piwa, a nie czystej maści klar (jak mawiał o złotym płynie pewien poeta).

Kolor naszego dzisiejszego bohatera przypomina siuśki, czyli jest złoto-żółty. Wysycenie całkiem spore, piana natomiast posyczała pół minuty i opadła w nieznane nie oblepiając nawet ścianek kufla. Zapach słodowo-chmielowy, lekko kwaskowy. Smak nie zaskakuje. Mamy tutaj płytką goryczkę, słód ledwie zaznaczony i przeogromne pokłady wody. Ponadto można wyczuć lekki kwasek i metaliczne naloty, które choć nie dyskwalifikują to są lekko irytujące. Finisz króciutki, ale  dość długo w dalekim tle pobrzmiewa chmiel goryczkowy i to można uznać za zaletę trunku. Trochę tego mało by mogło być coś ponad C+.

W sumie liche piwo, które trudno polecić nawet wrogowi zwłaszcza, że jeśli spotkacie gdzieś w sklepie Freibergifch Schank Bier, będzie tam z pewnością dostępnych kilka marek, które bez większej przesady, przewyższać mogą naszego bohatera.
4.4 vol / C+

piątek, 6 lipca 2012

Schinner Premium Edel-Pils

Upał nie jest dobrym sprzymierzeńcem w degustacji piwa. Pokusa jaką napotykasz wychyliwszy kufel zimnego napitku, może przesłonić obiektywne spojrzenie na walory trunku. Wszak liczy się tylko uzupełnienie płynów i kojące orzeźwienie. Trudno w temperaturze 35 stopni utrzymać fason rasowego degustatora i nie ulec urokowi temu  z czego piwo słynie najbardziej. Dlatego w ten czas skwaru i spiekoty proszę o wyrozumiałość.

Niemiecki pils stoi na chmielu Hallertau. Aromaty i goryczka oddawane przez ten chmiel są charakterystyczne i nieco odmienne od czeskiego Saaza z Żateca. Niejednokrotnie na tym blogu podnosiłem różnicę pomiędzy tymi dwoma gigantami światowego piwowarstwa (a zwłaszcza w grupie pilznerów) więc nie zamierzam się powtarzać. Niemniej jednak w te upalne dni goryczka jest jednym z elementów, które są w stanie ukoić wyschnięte podniebienie. Schinner Premium zatem jest klasycznym niemieckim pilsem z wyraźnie zaznaczoną goryczką. Kolor przypomina złotą kulę niemiłosiernie palącą na nieboskłonie. Piana początkowo obfita szybko opadła - co zrzucam na karb temperatury. Wysycenie adekwatne. W smaku dominuje głęboka, ale niezbyt nachalna goryczka uzupełniona całkiem wyraźnymi cytrusami i kwaskowym tłem. Do tego należy wspomnieć o posmaku niemal ziołowym, który do utartych schematów dodaje szczyptę zdecydowanego szaleństwa. Finisz stanowczo długi, w którym goryczka ujawnia całą swoją moc i zalety. Słód niemal niezauważalny, choć wydaje się, iż pod tym korowodem gorzkości jest całkiem przyjemny.

Schinner Premium to trunek nie całkiem wybitny, ale z pewnością nie można go zaliczyć do "zapchajdziur". Rasowy przykład niemieckiego pilsa idealnie pasujący do upałów. W tej aurze to niezachwiane B+, ale biorąc poprawkę na zaznaczone na wstępie aspekty mogę nieco zawyżać ocenę. Chociaż te cytrusowo-kwaskowe nuty w delikatnie ziołowym aromacie uwodzą bardzo...
4.9 vol / B+

czwartek, 5 lipca 2012

Kloster Scheyern Export Dunkel

Upał potrafi człowiekowi nieźle zamieszać w głowie. Do obiadu wypijasz lekką, czeską "dziesiątkę" i nawet nie czujesz różnicy. Pęcherz ignoruje pół litra ponadplanowego płynu, a ty ciągle zachodzisz w głowę dlaczego to piwo ma taka zgodną do skwaru temperaturę? czyżby lodówka ledwo przędła, marnie sobie radząc z taką aurą? A wieczorem słońce zachodzi, a ty odczuwasz jeszcze większy dyskomfort - ulgi niemal nie ma i sięgasz znowu po zimny trunek i w przypływie lekkiego szaleństwa otwierasz piwo dunkel. Ciemniak na upały? Stało się.

Najpierw w nozdrza uderza niesamowity zapach karmelu lekko podbarwiony miodem gryczanym. Zapowiada się nieźle, choć w tych okolicznościach przyrody raczej to nie licuje. Piana krótkotrwała, wysycenie rachityczne. Kolor jak na dunkela nieco nieśmiały. Mamy wprawdzie brąz, ale dość to wszystko klarowne i bez trudu dostrzec można własne palce po drugiej stronie pokala. Smak świetnie ułożony. Początkowo głęboki słód z karmelowym tłem, następnie do głosu dochodzą delikatne kwaskowe nuty, a na koniec niewielka goryczka dopełnia ucztę. Finisz długi i gorzkawy, nieco orzechowy. Oczywiście nie jest to piwo na upały - mistrzem orzeźwienia być nie może, jednak dramatu zasuszenia nie ma. Nawet w taki dzień znakomicie się przyjmuje, domniemywać więc należy, ze w czasie jesiennego wieczoru, podniebienia degustatora choć przez chwilę doświadczy rajskiej perfekcji. Może to zasługa benedyktyńskiej receptury? Dla wierzących może to być sedno sprawy :).  Dla amatorów ciemnego z pianką - może zdarzyć się nawet A-, dla całej reszty zasłużone i mocne B+.
5.4 vol / B+

niedziela, 1 lipca 2012

Hacker-Pschorr Münchener Kellerbier

Lekka kwaśnawość trunku przesłania wszystkie jego możliwe atuty. Niezły słód, zrównoważoną goryczkę, chlebowe posmaki i co tam jeszcze na podniebieniu degustatora by się ujawniło. Niestety aromatów tych możemy się jedynie domyślać. Rzeczona kwaśnawość - bo nie jest to typowa kwaśność będąca jednym z elementów, drażniącym, ale stosunkowo łatwym do wyeliminowania na poziomie odbioru smaków - koreluje z każdym elementem składowym, nadając wrażeniu ogólnemu decydującą cechę. I nic tutaj nie pomoże piękna złocista toń, mętnawa i przyjazna dla oka. Na darmo niezłe wysycenie i trwała, piękna piana, oblepiająca szkło. Przyzwyczajeni do pewnego wzorca kellerbiera, którego notabene mało kto stara się zmodyfikować, musimy to piwo zdecydowanie wyrzucić poza nawias gatunkowy.

Niby kellerbier, ale niezbyt udany i do tego mało ciekawy.
5.3 vol / C+
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...