czwartek, 14 marca 2013

Bernard Sváteční Ležák

Bernard stara się utrzymać kurs wyznaczony przez właściciela po 1991 roku - łączy w sobie dyskretną choć zdecydowaną promocję z trunkami kojarzonymi jednoznacznie z czeską krainą. Wystarczy jeden rzut oka choćby na internetową stronę domową browaru by zauważyć nieco korporacyjny sznyt i pełen rozmachu prowadzony marketing. Portfolio wypełnione zostało w przeważającej części niepasteryzowanymi pilznerami, od klasycznej desitki po tmave. Bernard stara się również być obecny na zagranicznych rynkach, w czym zdecydowanie ma pomóc nasz dzisiejszy bohater Bernard Svatecni Lezak zwany w Europie Celebration Lager.

Dedykowana stylowa butelka (krachla) i etykieta utrzymaną w stonowanych kolorach (całość prezentuje się nad wyraz elegancko, choć próżno doszukiwać się tutaj - co zrozumiałe zważywszy na grupę docelową - jakiejkolwiek rewolucji designerskiej) skrywa w sobie złoty płyn, który po przelaniu do kufla nie imponuje pianą. W zapachu wyraźnie uderza diacetyl po którym do głosu dochodzą kremowe drożdże. To skondensowanie maślanych aromatów wnosi w serce nieco niepokoju, lecz być może wynika ze zwykłego nagromadzenia w wolnej przestrzeni pomiędzy trunkiem a uszczelką rzeczonych lotności. W smaku jest nieco lepiej. Diacetyl stara się jak może dopełniać całości, ale czasem wychodzi za bardzo przed szereg. Goryczka wyróżnia piwo z tłumu, lekko wysuszająca, leczniczo ziołowa, z głębokim pestkowym finiszem. Słód niezbyt wyraźny, mocno zwarty i ledwo wyczuwalnymi estrami, które nabierają kształtów w obliczu pestkowego finału. Zdecydowanie finisz podnosi ocenę Bernarda. Tak spokojnego dialogu dwóch przeciwstawnych żywiołów - trawiasto-ziołowo-pustynnego chmielu i owocowych posmaków z wyraźnie (przynajmniej dla mnie) wyczuwalną morelą, nie spotkałem dawno. Trochę szkoda, że te ciekawe owocowe nuty są zdominowane przez chmiel. Oczywiście przyczyna tego nie jest sama lupulina, ale raczej mała treściwość Bernarda, która mimo wszystko, powinna być odrobinę większa. Mamy zatem piwo dwubiegowe: na pierwszym biegu nieco jednostajne z chwilami fałszywymi akordami maślanego instrumentu, ale gdy znika już za zakrętem, wrzuca bieg drugi bardziej finezyjny i rześki nie pozwalający odpłynąć wspomnieniom słonecznych, letnich dni.



Bernard nie należy do najwybitniejszych czeskich browarów, zdarzają mu się potknięcia (choćby seria piw owocowych), ale z całych sił stara się trzymać swój poziom. Miejmy nadzieję, że jego droga będzie wiodła tylko ku lepszemu. Solidne B.
5.0 vol / B

PS Cena tego piwa w polskich sklepach woła o pomstę do nieba (8 zł). Na szczęście za naszą granicą (a mam ten przywilej, że jest ona dla mnie tuż, tuż) można nabyć butelkę za przyzwoitą cenę.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...