sobota, 29 września 2012

Jubiler Mild Stout

Wielbicieli stouta nie brakuje, w końcu znany na całym świecie Guinness nie wziął się znikąd, a pracując długie lata na swoją markę i promując ten wyspiarski styl, stał się niemal ikona browarnictwa. Czy Czesi, amatorzy jasnego z pianką, także zagustują w ciemnym trunku? To pytanie zapewne nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ale nieduże partie wypuszczane na rynek, w ramach serii przeznaczonych dla piwoszy, stały się już u naszych południowych sąsiadów normą. Robią to nie tylko małe browary, ale także i przemysłowe. Polska w porównaniu z tamtejszym rynkiem, zaledwie raczkuje, a nasze produkty w tym segmencie nie dość, że są produkowane przez browary kontraktowe, to jest ich jeszcze jak na lekarstwo. Dzisiejszy bohater z browaru vyskovskiego Jubiler Mild Stout reprezentuje taką serię dedykowaną degustatorom (i oczywiście każdemu innemu chcącemu się, co tu dużo pisać, napić), a przedstawiciela której przyszło nam już kiedyś na tym blogu opisywać.

Po otwarciu butelki roztoczył się naprawdę przyjemny aromat chmielu i zapowiedział wytrawną ucztę. Po chwili doszlusowały do niego lekko palone aromaty i minimalnie owocowe nuty. Po przelaniu do kufla ukazał się czarny jak szatańska smoła płyn, zwieńczony wspaniałą pianą. Kożuszek w kolorze ecru utrzymuje się cały czas i do tego znaczy wspaniałe ślady na szkle. Po pierwszym łyku wszystko jasne: zapowiedź z etykiety, gdzie tekst odwołuje się do Guinnessa, nie powstał bez kozery. Mocno wytrawny trunek cieszy podniebienie, a kremowa pianka stanowi wspaniałe zwieńczenie każdego łyka. Goryczka jest głęboka, z nawet minimalnie ostra, do tego posmaki palonego słodu zdają się jedynie dogrywać melodię a nie w niej przewodzić. Nietrudno także wyłowić smaki gorzkiej czekolady, które wspaniale spajają całość. Poza tym trochę kawy i tyle. Mogłoby być to bardziej intensywne, ale właśnie ta łagodność czyni z Jubilera piwo wyraźnie sesyjne, a sesyjność to pożądana cecha stouta. Finisz bardzo długi i wspaniale goryczkowy, w którym wyraźnie można wyczuć chmiel Fuggles.

Base Camp pivní galerie w praskiej dzielnicy Bubenec. Tutaj kupiłem Jubilera

Wyobrażam sobie jak to piwo musi smakować lane wprost z beczki, kiedy czekając przepisowe 3 minuty na zapełnienie kufla, z przyjemnością czeka się na finał barmańskiej powinności. Nie jest to oczywiście specjał rzucający na kolana, ale pozazdrościć solidności i... odwagi. Mierzenie się z legendą nie zawsze musi boleć.
4.7 vol / B+
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...