poniedziałek, 17 grudnia 2012

Bastard

Zakrętka typu twist off otwiera nam pięknie bursztynowy płyn, którego aromat niesie przyjemne chlebowe i słodowe komponenty. Wysycenie całkiem spore, jednak ulatnia się nazbyt szybko, a wraz z nim znika na powierzchni rachityczna piana. Z etykiety łypie na nas czerwonym okiem emotwarz, człowieka androgenicznego. Piekielne ognie niczym diabelskie języki liżą jej oblicze. Bastard czyli hmm... powiedzmy drań, jest słodki (trochę jak tytułowy bohater jednego filmów Woody Allena) a goryczka daleko w tle dopełnia całości.

Zaiste dziwny to produkt, gdyż cała oprawa wydaje się ukłonem w stronę młodego pokolenia i zdąża w stronę trunku z niecodziennym charakterem - świadczą o tym zarówno hasła reklamowe (nieco żenujący Cool beer from hell) jak i mocna nazwa, ale w gruncie rzeczy otrzymujemy wzmocnionego pilznera w typowym dla Pivovara Herold, zestawieniu. A więc wybitny słód (wsparty dodatkowo nie wiedzieć czemu cukrem) i dopiero potem cała reszta. Jednak w porównaniu z tradycyjną rodziną piw z Brzeźnic - nomen omen - Bastard, zawodzi i jest wyraźnie gorszy. Wspomniany słód zawiera nuty chlebowe, trochę siana, śladowo miód, wyraźnie chlebowych naleciałości i niewielki "wspomagający" DMS. Chmiel łagodny i wyczuwalny, ale jest go jak na lekarstwo, przy dłuższym obcowaniu z trunkiem słodycz zaczyna przyciężkawo brzmieć, a nawet przynudzać, choć późnojesienne popołudnie sprzyja tego rodzaju trunkom. Brak piany i wysycenie, które tak szybko zniknęło jak mocno się zaczęło, nie dodają całości skrzydeł. Wysoka zawartość alkoholu daję się odczuć jedynie w głowie, a nie na języku i to trochę ratuje ocenę. Niemniej jednak Bastrad to zaledwie ciekawostka z tradycyjnego browaru, który próbuje podążać za trendami rynkowymi. W tym przypadku niespecjalnie z powodzeniem. Zważywszy na cenę i ilość piwa (butelka 0,33 l) lepiej zdegustować tradycyjną linię Herolda. I co z tego że jest B-?
6.1 vol / B-

Książęce korzenne aromatyczne

Można być dumnym ze swojej religii i zamiatać pod dywan wstydliwe epizody. Można być dumnym z Boga i udawać, że teodycea nie kuleje. Można być dumnym ze swojego nałogu (znam takich). Można być dumnym ze swojego kraju (takich już tysiące). Można być dumnym ze swojej zaściankowości, wynosząc na piedestał swoje wady i przywary. Można hodować na stole serwety, a na podłodze birmańskie dywany. Można na święta myć okna i wietrzyć pościel. Można nie czytać książek zasłaniając się brakiem czasu. Można myć auto co tydzień i parkować sobie pod oknem dla złudnego bezpieczeństwa. Można być dumnym ze swoich ciasnych horyzontów. Można hołubić własne resentymenty. Można udawać, że niewidzialna ręka rynku umie naprawić świat, można w konsekwencji ignorować to co doprowadziło do wojny. Można lekceważyć pisarzy i artystów tylko z tego powodu, że nie podzielają naszych politycznych poglądów. Można udawać bohaterstwo, krzycząc z trwogi. Można wymachiwać flagami kiedy w głowie uwiera ciasny mózg, a potrzeba jest surowej pracy. Można wierzyć, że nagroda spotka cię po śmierci (choć nawet za życia niezbyt na nią zasłużyłeś). Można udawać, że tutaj jest świat nie gorszy niż tam i że nie mamy czego się wstydzić. Można tuszować karłowatość i pod niebiosa wynosić walkę za wolność waszą i naszą. Można przywdziewać maskę moralizatorską trzymając po biblijnemu rodzinę pod butem. Można udawać światowca, tylko dlatego że posiadło się zdolności językowe, z kulturą być jednakowoż na bakier. Można w końcu opiewać same zalety ignorując, że są podszyte niewybaczalnymi wadami. Można udawać że korzenne aromatyczne jest piwem.

PS To nie jest recenzja Książęcego Korzennego (po dwóch łykach zasilił on bowiem trzewia mojej kanalizacji), a jedynie refleksja nad rodzimą próbą dorównania europejskim standardom. Choć nie wiadomo po co te wysiłki, skoro ta przeklęta Europa jest be, a nas stać na dużo więcej...
5.0 vol / C
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...