wtorek, 16 grudnia 2014

Abbot Ale

Kolor szlachetnej miedzi wieńczy niedużych rozmiarów, gruboziarnista piana. Jej trwałość nie imponuje i biała pierzynka szybko zamienia się w białą pajęczynkę. Wysycenie adekwatne do stylu czyli właściwie niewyczuwalne, choć ilość pęcherzyków przemieszczająca się od dna do góry może imponować. W zapachu dominują nuty karmelu, skórki chleba i śladowo rześkie liczi.

Smak nie zaskakuje, wpisując się w tradycyjne angielskie ale. Na początek ujawniają się słodowe smaki podparte karmelowym konturem. Do tego szczypta palonych nut i suszonych owoców oraz skórka chleba i herbaciane ściągacze smaku. Całość lekko wysusza i gładko wchodzi do żołądka, zwłaszcza że finałowa goryczka świetnie równoważy słodową bazę. Chmiel wyraźnie ziołowy i pestkowy, z którego wyłania się tytoniowy ornament. Nie zabrakło także trawiastych, zielonych akcentów. Fajnie...

Abbot Ale jest typowym przedstawicielem swojego gatunku, nie próbując wychodzić przed orkiestrę. Na dłuższą metę może być nużący i do bólu nudny, a po drugiej pincie nawet namolny. Niemniej jednak czas z nim spędzony nie jest męką i śmiało można go polecić na krótki wypad do pubu.
5.0 vol / B

wtorek, 30 września 2014

Ruddles County

Na początek kolor: dawno nie widziałem tak pięknej, miedzianej barwy, połyskującej w kuflu. Do tego zwieńczająca całość piana w kolorze złamanej bieli, drobnoziarnista i niewielka, dość szybko opadająca. Wysycenie niemal niezauważalne. Zapach bardzo przyjemny, przede wszystkim chmielowa rześkość i winne nuty pałętające się gdzieś za zasłoną lupuliny.

W smaku Ruddles County nie zamierza iść na żadne kompromisy. Mamy przed sobą klasycznego angielskiego ale i tak ma być. Bez fanaberii. Zatem na początku wyraźna goryczka, pełna ściągających tanin, nieco herbaciana i pestkowa. Do tego otoczona kwiatową mgiełką. W tej kompozycji chmiel zdecydowanie dominuje i wdzięcznie się panoszy. Następnie do głosu dochodzą słodowe akordy: przypalony karmel, suszone owoce z wyraźnymi rodzynkami i odrobina skórki chlebowej. Finisz nie zamierza odpuszczać - głęboka goryczka wybrzmiewa nutami grapefruita i wysuszającego drzewa.

Ruddles County to piwo dla miłośników zdecydowanego smaku, pozbawione modnego szaleństwa w postaci egzotycznych chmieli, epatuje natomiast chmielem tradycyjnie angielskim, w którym głęboka goryczka trzyma na wodzy słodową bazę i potrafi zdecydowanie ściągnąć usta w wyrazie zadowolenia. Świetna propozycja na szybki kufelek w pubie.
4.3 vol / B+

niedziela, 7 września 2014

St Edmund's

Golden ale nie stara się udawać pilznera, raczej powstał by być dla niego alternatywą, przejmując ile się da z uniwersalności, nie zatracając przy tym cech klasycznych dla wyspiarskiego specjału. St Edmund's idealnie wpisuje się w tę krótką charakterystykę oferując nam to co ten styl ma najlepszego do zaoferowania.
Po pierwsze lekkość. Z wielką przyjemnością wychyla się kolejne hausty tego trunku racząc się jego zbalansowanym, lekkim jak piórko aromatem i miękkim, okrągłym smakiem. Oczywiście chmiel cascade, na którym oparto recepturę, odbił swoje niepowtarzalne aromatyczne piętno na całości i trudno by było od niego abstrahować w relacji z degustacji. Wyraźnie wyczuwalną nienachalną i bogatą kompozycję cytrusową wzbogaca naturalny słód o nieco miodowym i chlebowym posmaku. Finisz łagodny, z cytrusową goryczką, która bardziej pieści niż atakuje podniebienie.
Po drugie pijalność. Przy świętym Edmundzie można z łatwością spędzić długi letni wieczór i gwarantuję, że nie znudzimy się jego królewskimi opowieściami. Piwo wybitnie sesyjne i pod taki rodzaj spożycia ułożone.
Po trzecie tradycja. Pomimo idei przyświecającej stylowi, nikt tutaj nie ucieka od klasycznych dla ale atrybutów. Jest niewielka, kremowa piana, jest niewielkie wysycenie, jest szlachetnie złoty kolor i to coś ulotnego jak historia zaklęta w mahoniowy kontuar.
Po czwarte estetyka. Etykieta prosta i przejrzysta, a jej sympatyczność została uzyskana krojem czcionki i złotą farbą użyta podczas druku.
St Edmund's to świetne piwo na ciepłe wieczory, sprawdzi się także jako towarzysz posiłków.
4.2 vol / B+

środa, 13 sierpnia 2014

Bishops Finger

Kolor miedziany, piana raczej gruboziarnista i dość szybko opadająca, choć pozostaje przez długi czas w postaci niewielkiego kożuszka - oto pierwsze oznaki brytyjskiego ale w szkle. Do tego bardzo przyjemny aromat karmelowy z chlebowymi nutami i delikatnie palonym słodem, a wszystko owiane winną otoczką. Tak rozpoczyna się przygoda z Bishops Finger, wyspiarskim piwem dość popularnym nie tylko w naszym kraju.

Smak idealnie wpisuje się w profil stylu, dostarczając nam pełni w ustach i na podniebieniu. Początkowo dociera do nas nutka palonego słodu a wraz z nią wytrawne karmelowe nuty, lekko przydymione i pełne patyny. Dalej nobliwe owocowe nuty w oparach nieco siarkowych co podkreśla każdy wyczuwalny element. Na koniec w długim finiszu głęboka i czysta goryczka. Dla wnikliwego degustatora nie będzie też problemem wyczucie dyskretnego alkoholu majaczącego w ambientowym tle, przez co piwo nabiera zadziornego charakteru. Rekapitulując: mamy do czynienia z klasycznym angielskim strong ale, które spokojnie można spożyć w pubie z mahoniowym kontuarem przysłuchując się rozmowie obok. Większa ilość może znużyć, ale dżentelmeni przecież nie przekraczają granic. Mocne B.
5.4 vol / B

wtorek, 5 sierpnia 2014

Fenix

Nazwa Fenix nie należy do specjalnie wyszukanych, ale przecież nikt nie oczekuje od razu odkrywania Atlantydy, zwłaszcza że butelka wabi żywą żółto czerwono czarną etykietą nawiązującą nieco do przedwojennego okresu wzornictwa. Fenix należy do Pilznenskiego Prazdroju i jest produktem wyraźnie skierowanym do wakacyjnego, masowego klienta. Czy to źle? Czy może mu to zaszkodzić? Ano zobaczymy.

Po otwarciu zapach wyraźni drażni nos śląc drożdżowy ładunek podparty solidnym goździkiem oraz kolendrą i niewyraźnymi cytrusami. Znaczy się jak na pszeniczniaka albo ściślej witbiera przystało. Aromat z pewnością jest dużym atutem naszego bohatera.

Po przelaniu do kufla ukazuje się nam mocno zmętniały i jasno pomarańczowy płyn, którego powierzchnię wieńczy drobnoziarnista, biała piana. Etykieta informuje, że nasze piwo charakteryzuje się ujętą w recepturze kolendrą i pomarańczowymi nutami i rzeczywiście kolendry tutaj nie brakuje, a skórka pomarańczowa nie drażni podniebienia, choć miałbym życzenie by była bardziej wyczuwalna. Baza słodowa nie znika w odmętach wody , ale trzeba wyraźnie zaznaczyć że jest to piwo lekkie wiec cudów nasycenia treścią spodziewać się nie można. Finisz krótki wypełniony maślanymi drożdżami i chmielową nutą.

Feniks z wdziękiem i lekkością wpisuje się w belgijski styl królujący na letnich stołach Brabancji. Nie jest to wybitny przedstawiciel tego wracającego do łask trunku, ale z pewnością nie zawodzi. Poprawnie i bez szaleństw.
4.7 vol / B

wtorek, 29 lipca 2014

Old Speckled Hen

Aromat owocowy wraz z niewielką domieszką karmelu - to w pierwszej kolejności wyczuwamy po przelaniu piwa do szkła. Niewielka piana przybiera formy nietrwałych bąbli. Znika niemal po minucie nie pozostawiając po sobie nawet wspomnienia. To optyczne fiasko ratuje piękna, miedziana barwa płynu. Wysycenie niewielkie jak to w przypadku angielskich ale bywa.

Old Speckled Hen jest piwem niemal pełnym o charakterystycznym smaku przywodzącym na myśl irlandzkie czerwone, choć jest to raczej początek granicy niż środek stylu. Na to odczucie główny wpływ ma wyraźny karmel, nieco przydymiony i winny, co wskazuje na obecność odrobiny palonego słodu. Ponadto w treści da się odczuć owocowe nuty i tytoniowo-herbaciane aromaty. Goryczka całkiem zauważalna i aromatyczna, długo finiszuje kręcąc się po podniebieniu w uścisku z wyraźnym dymem.

Trudno sobie wyobrazić spędzenie całego wieczoru w towarzystwie kilku Old Speckled Hen, ale jeden kufelek wychylony w pubie podczas przeglądania gazety może być miły. Ma się rozumieć, że dla przeciętnego krajana, będzie to trunek co nieco egzotyczny, ale panująca obecnie moda na degustacje różnych piwnych stylów, załagodzi ocenę.
5.0 vol / B

niedziela, 6 lipca 2014

Biały Niedźwiedź

Biały Niedźwiedź w każdym swoim elemencie zawodzi, nie umie pokazać zwierzęcej zadziorności i potwierdza powszechny stereotyp, że Rosjanie piwa warzyć nie powinni. Zacznijmy od opakowania: butelka, choć oryginalna, jest tak siermiężna jak samochód Łada na tle włoskiego przemysłu motoryzacyjnego. Grafika ogranicza się jedynie do liternictwa i nieco spłaszczonej głowy patrona piwa. Sympatyczny jest tylko kapsel, ale przecież większość z nich (nawet tych najprostszych) zawiera w sobie sporą dawkę nostalgii za dziecięcymi czasami nieukierunkowanego kolekcjonerstwa.

Zapach nie przypomina niczego - najwyżej zwietrzałą, zasuszoną kromkę suchego białego chleba, urozmaiconą pewną trawiastą nutą pochodzenia "przyjeziorengo". Piana jest biała i należy przyznać, trzyma się długo. Kolor płynu złoty, z niewielkim zmętnieniem. Wysycenie minimalne, co czyni z tego trunku raczej zupę niż rasowego nagazowanego pilznera. Skoro mowa o gatunkach - nieraz podnosiłem na tym blogu, że głównym celem pilznera jest zaspokojenie pragnienia i szlachetna rola dyskretnego towarzysza posiłków i knajpianych biesiad. Co predestynuje go do takiej niezwykłej roli? Sesyjność wynikająca z odpowiedniego zestawienia słodu, goryczki i wysycenia. Utrzymanie idealnych proporcji i balansu tych składowych to podstawowe zadanie szanowanych piwowarów. Biały Niedźwiedź z tej perspektywy jawi się tworem zagubionego we mgle dziecka lub tworem skąpego księgowego trzymającego w ryzach napięty budżet, w którym smak odgrywa drugorzędną rolę. Prymat bylejakości i ekonomii nad smakiem. Tutaj goryczka nie równoważy, bo jej po prostu nie ma (chyba że ktoś dysponuje narzędziami laboratoryjnymi - wtedy może uda mu się odnaleźć ślad chmielu), wysycenie nie większe niż w syropie na kaszel, a słód wypełnia cały smak jakby na tym kończyła się finezja piwowara. Ta obfitość burzy proporcje i powoduje że to co jest najważniejsze w pilznerze - jego pijalność - umyka po pierwszym łyku pozostawiając w ustach wrażenie ulepku. Spróbujcie zaspokoić tym wynalazkiem pragnienie w upalny dzień...
4.9 vol / C+

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Tucher Pilsener Brauart Feinherb



Przede mną kolejne piwo z portfolio Tuchera, który na stałe wszedł do repertuaru polskich pubów. Tym razem adekwatny do zbliżającego się, wakacyjnego okresu, pilzner. Kanikuła za pasem a więc wszyscy spoglądają w stronę orzeźwiających, lekkich piw, których celem jest zaspokojenie pragnienia i nie wchodzenie w drogę innym smakom. Taka rola jasnego. 

Opakowanie zachowawcze, ale estetyczne, czyli niemiecka klasyka w całej krasie. Na plus warto odnotować, że wszystkie najważniejsze informacje (włącznie z temperaturą serwowania) zostały ujęte w kontrze. Zapach niezwykle ulotny, zanika po krótkiej chwili, a z tego co dało się wciągnąć w nozdrza można wywnioskować, że nie odbiega od standardu – lekkie masło, odrobina słodu i majaczący w oddali, ledwie zaznaczony chmiel. Kolor bardzo jasnosłomkowy, niemal jak promień porannego słońca zapędzony w objęcia kufla, z których nie umie lub nie chce się uwolnić.

Smak niestety nie przekonuje. Spod gruboziarnistej piany, białej i trwałej jak lutowy śnieg, wyłania się trunek przeciętny. W pierwszej fazie wyczuć można miodowy słód i – o dziwo! dawno tego nie doznałem w pilznerze – wyraźny alkohol. Pestkowa goryczka zaczyna atakować po chwili i przeciąga się do długiego finiszu. Nie jest ona jednak najwyższych lotów. Raczej tępawa i męcząca. Sama w sobie być może spełniła by swoją rolę w bardziej wyrafinowanej opozycji, ale zaserwowany przez piwowara słód pozbawiony jest złożoności.

Tym razem Tucher zawiódł, choć skomponował trunek który od biedy można wypić, ale przecież biedy ponoć u nas już ni ma ;) Pomiędzy C+ a B–
5.0 vol / C+

wtorek, 20 maja 2014

Zirndorfer Landweizen Hefetrüb

Miodowy kolor trunku, mocno zmętniały, niemal gęsty żeby nie powiedzieć oleisty, spoczywa sobie spokojnie w szkle. Ładnie to wygląda i nieźle pachnie. Mamy tutaj świeże banany, dojrzałe i aromatyczne, szczyptę goździków i  maślane drożdże. Brak cytrusów rekompensują chlebowe, a nawet lekko winne aromaty. Piana nie imponuje i po chwili opada tworząc niewielką kołderkę. Na plus można zaliczyć jej trwałość - towarzyszy degustacji aż do samego końca.

Landweizen zadowoli wszystkich miłośników słodyczy. Jest to pszeniczniak wybitnie słodowy, a z  materiału wyjściowego wyzyskano możliwie najwięcej słodkich owoców. Mamy wspaniale rozbuchane banany, które niemal przywołują przed oczy charakterystyczny kształt półksiężycowej jagody (dla niewtajemniczonych: banan to jagoda), do tego rozkwitający ananas i szczypta gruszki. Całość przyprawiona niedrażniącymi goździkami i gładkimi drożdżami. Żeby słodkość opanowała nas całkowicie należy dodać, że bez trudu rozpoznaje się miodowego ducha całości. Jakby piwowar postanowił wzorem z warzenia whisky, by dojrzewanie piwa nastąpiło w beczkach po miodzie, a wszystkie aromaty które przeniknęły do drzewa oddały swoją moc z powrotem. Goryczka niemal się nie pojawia, nawet w finiszu jakby jedynie była echem czegoś innego niż słód. Przez swój nieprzeciętny wymiar słodowy piwo jest przyzwoicie pełne w smaku i może mieć kłopoty z zaspokojeniem pragnienia w upalne dni, zważywszy że wysycenie jest jedynie na przyzwoitym poziomie. Niemniej jednak nie można przecież przykładać miary, która sprowadza trunek tylko do gaszenia pragnienia. Reasumując Landweizen od Zirndorfera to świetne piwo dla wielbicieli stylu i wszystkich chcących odmiany. Niemal A-.
5.1 vol / B+

środa, 7 maja 2014

Bojan Black IPA



Ciemna IPA z Bojanowa, pomimo etykiety łamiącej serca estety, w końcu wypełniła mój kufel. Butelka jest przeterminowana o tydzień, ale nie powinno to mieć wpływu na smak, doda raczej nieco pikanterii degustacji. Styl na który browar się pokusił jest stylem względnie młodym i narosłym licznymi kontrowersjami, jednak rozważania stylistów odłóżmy ad acta i zajmijmy się tym co najważniejsze – smakiem. 

Piana formuje się całkiem spora i drobnoziarnista. Zdecydowanie oblepia szkło, aż do samego dna. Zapach chlebowej skórki, palone nuty i maślany ślad, całość dość rześko zadomawia się w nozdrzach. Kolor mocno spatynowanej miedzi nie jest czarny, ale może to przeszkadzać jedynie kolorystycznym purystom. Pierwszy łyk wchodzi łagodnie, nie pozostawiając niepotrzebnych posmaków. Mamy tutaj wspomniane aromaty chlebowe, odrobinę karmelowych nut, trochę kawy – dość wyraźnie te palone aspekty są wyczuwalne, co przyjemnie nastraja do dalszej degustacji. Nie jest to piwo pełne, raczej o wiele mniej niźli wskazywałby ekstrakt, w połączeniu z niskim wysyceniem pozostawia w odbieranym wachlarzu aromatów lekki niedosyt. Goryczka średnia, długo finiszująca, ciekawie drażni kubki smakowe, rozbudzając apetyty. Poważnym mankamentem jest brak chmielowego aromatu charakterystycznego dla piw IPA. Przydałoby się bujne dopełnienie całości, które można uzyskać chmieląc choćby na zimno. Szkoda, bo brak tego elementu zdecydowanie obniża ocenę. 

Niemniej jednak Bojan Black IPA nie jest piwem złym, to produkt poprawny, osadzony w profesjonalnych ramach, pozbawiony jednak sznytu oryginalności. Dla wielbicieli „ciemniaków” będzie to miła odmiana, dla ortodoksów-stylistów przyczynek do długich nikomu niepotrzebnych dysput. Jeśli masz ochotę na przełamanie rutyny, a boisz się eksperymentów Bojan nie będzie złym wyborem. (Przeterminowanie w moim odczuciu nijak nie wpłynęło na degustację.)
6.0 vol / B

środa, 26 lutego 2014

Tucher Helles Hefe Weizen

Tucher zadomowił się u nas i od jakiegoś czasu wyroby z Norymbergii uzupełniają przeciętną ofertę osiedlowych monopolów. Z portfolio browaru możemy wywnioskować, ze jest on nastawiony na masowego odbiorcę, świadczy o tym nie tylko ilość i rozpiętość asortymentu, ale choćby i fakt, że w naszych okolicach wysłannicy Tuchera zadzierzgnęli znajomości i rozprowadzają jego produkty. Oczywiście podstawą tego przybytku (jak na Bawarię przystało) jest piwo pszeniczne, które zachęcającą pieni się w kuflu.

Po otwarciu ciekawy zapach wwierca się w nos - banany, ananas, goździki i drożdże owiane potężną falą orzeźwienia. Zaczyna się nieźle. Przelewając do kufla formuje się drobnopęcherzykowa idealnie biała piana, która przez długi czas skrywa toń trunku. Kolor wyśmienity, śnieżno złoty płyn zmącony życiodajnym osadem idealnie wkomponowuje się w styl.

Czas na smak. No cóż, dawno nie piłem tak dobrze zbalansowanego pszeniczniaka. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie - co jest tylko pierwszym atutem (a tych nie brakuje), bowiem występowanie składowych zostało skomponowane mistrzowską ręką. Początkowo ujawniają się wyraźne i dojrzałe (ale nie przejrzałe!) banany, którym towarzyszy niezbyt ostry goździk. Wyraźna baza drożdżowa nie ujawnia zbytnio swoich maślanych korzeni, a w tle harcują cytrusy z ananasem na czele. Całość finiszuje cudownie miękkim i aromatycznym chmielem. Pomimo swojej lekkości Tucher posiada całkiem solidną bazę, choć o pełnej sytości mowy być nie może. Jeśli szukasz piwa do posiłku lub potrzebujesz natychmiastowego orzeźwienia, a nie specjalnie masz ochotę na gorzkie klimaty, znalazłeś faworyta. Tucher Helles Hefe Weizen zostanie twoim przyjacielem.

PS Ta recenzja zwiastuje nadchodząca wiosnę, która cały czas czai się w cieniu, gdzieś przemyka  ukradkiem, macha nam z oddali, co tej zimy wychodzi jej nad wyraz udanie. Czas skończyć z mocnymi piwami i wrócić do lekkości. Tucher pojawił się w lodówce dzięki dobremu przyjacielowi.
5.2 vol / B+

niedziela, 16 lutego 2014

Duvel

Jak wiadomo diabeł nie jest straszną i mroczną istotą, wyposażoną w żelazne atrybuty, to gość elegancki w dobrze skrojonym garniturze, świeżo ogolony i szarmancki. Do tego rezolutny, rześki i inteligentny. Niektórzy dopatrują się tak opisanej postaci w swoim otoczeniu przez co wydaje im się, że takie wcielenie diabła to np. bankierzy, współcześni kapitalistyczni demiurdzy - ja jednak myślę, że to błędny pogląd. Bankierzy to nierozgarnięci idioci, a diabeł woli zadawać się raczej z piwoszami niż bandą złodziei w garniturach.
Belgijski golden ale został nazwany diabłem, troszkę na przekór wszystkim klasztornym ornamentom wszechobecnym w belgijskich piwach. Jest to piwo niezwykłe, bo świetnie znane i rozpoznawalne, a to do czegoś zobowiązuje.

Od początku: piana potężna i biała jak ściany greckich domostw wystawione na pożarcie słońca. Kolor jasnożółty, słomkowo-mleczny, zapach orzeźwiający z wyczuwalnym chmielem, cytrusami i drożdżami spajającymi całość.
Smak Duvela  - jak na potężny woltaż - jest wyjątkowo głęboki. Mamy do czynienia z piwem pełnym i aromatycznym, dla którego wodnistość jest hańbiąca. Jednocześnie cytrusowe aromaty i wysokie wysycenie sprawiają, że owa okrągłość smaku podbarwiona została wybitnie rześką nutą. Balans goryczki i słodu znakomity, chmiel aromatyczny i długo wybrzmiewający, stanowi pewnego rodzaju osnowę dla spektrum smakowych łaskotań. Warto odnotować lekką maślaną nutę, która pobrzmiewa w tle i dodaje jedynie uroku. Do tego wspomniane drożdże wyłaniające się (lub będące odpowiedzialnymi) z owej nuty. Upraszczając sprawę - trochę to pszeniczniak bez goździków i bananów, ale te ostanie nietrudno wyodrębnić ze słodowej kompozycji. W owocowej partii smaku odnotowałem, morelę, brzoskwinię i słodkiego grapefruita. Jest owocowo jak w słoneczny dzień na wiejskim targu.

Duvel lubi zaskoczyć w każdym elemencie. I choć sprawia wrażenie łagodnego i letniego trunku nie próbuj zaspokoić nim pragnienia w upały, bo mocno uderzy do głowy. W kategorii piw przemysłowych to absolutny top, niełatwo także osiągalny w piwowarstwie rzemieślniczym.
8.5 vol / A-

środa, 12 lutego 2014

Hasen Bräu Weisser Hase



Uszaty kicuś dzierży w łapach kufel spienionego piwa. Jego berłem jest gałązka zwieńczona szyszkami chmielu. Niezbyt to oryginalne, ale trunek rekomendowany przez zająca nie może przecież być zły :). Hasen Brau to jak sama nazwa wskazuje, zajęczy browar z Augsburga czyli serca Szwabii w Bawarii. Tutaj rządzi pszeniczne piwo i ono będzie dzisiaj naszym głównym aktorem.

Po przelaniu do kufla zaskakuje biały kolor płynu, całkiem mętny i zwieńczony białą, gęstą pianą. W większości piwa pszeniczne posiadają odcień nieco głębszy. Czyżby w zasypie jasna przecież pszenica stanowiła większy niż zwykle udział? Bananowy zapach wydobywający się z butelki dość szybko wywietrzał ustępując miejsca nieokreślonej mieszaninie drożdży i goździków. 

Smak niespecjalnie próbuje się wyłamać z weissowego schematu. Mamy tutaj kwasek cytrusów, który balansuje w stronę kwaśności, wyraźne goździki i nieco maślane drożdże. Po prawdzie ta ostania cecha nieco drażni i zakłóca degustację, ale nie stanowi jakiegoś poważnego zagrożenia dla procesu degustacji. Bardziej niepokoi surowość bananów – nie ma tutaj subtelnych nut, lekko owocowych posmaków, słodkawych akordów, tak naprawdę oczekiwane banany bardziej przypominają skórkę bananową niźli samą jagodę. Goryczka niewielka, wybrzmiewa w finiszu, ale i tutaj prym wiodą maślane drożdże. Przez to na próżno cieszyć się tum trunkiem w upalne dni, niespecjalnie go widzę w roli eksperta od gaszenia pragnienia.



Albo odwykłem od poczciwych pszeniczniaków, albo trafiłem na mniej niż przeciętnego przedstawiciela. Niemniej jednak zając z Augsburga uwodzi – szczególnie kiedy stara się jednym susem opuścić czerwonego kapsla.
5.2 vol / B-

piątek, 24 stycznia 2014

Kloster Scheyern Doppelbock

Karmel, melasa, kawa, suszone śliwki - to wszystko można wyczuć zbliżając nos do niewielkiej  beżowej piany leniwie przykrywającej przezroczysty, brunatny płyn. Wysycenie niewielkie bo i na próżno go szukać w tym stylu, który przesadnie nie eksponuje tego atrybutu. Kufelek stoi sobie vis-a-vis źródła światła i przez chwilę można się delektować jego dostojną formą okraszoną miedzianymi refleksami błyskającymi głęboko w toni.

Koźlak to piwo idealnie wpisujące się w styczniowe, wieczorne klimaty. Wprawdzie zima w tym roku zdecydowania przyspała, ale przez te kilka dni stara się nadrobić - z zawziętością i zaangażowaniem spóźnialskiego - temperaturowe stany. Mówić krótko - mamy mróz za oknem a piwo ma pomóc spojrzeć przychylnym okiem na zimową aurę. Początkowo wydaje się, że mamy do czynienia z treściwą formą, która jednak specjalnie nie ciąży, z czasem nawet dyskretnie się oddalając. W smaku dominuje karmel, podbarwiony wspomnianą suszoną śliwką. Co ciekawe, i będzie zahaczać to o świętokradztwo, wyraźnie na podniebieniu finiszuje smak opłatka. Tu i ówdzie można wyczuć, oleisto-mydlane tło, z która nijak nie mogę sobie poradzić, a zatem staram się ją ignorować. Zapomniałbym jeszcze o alkoholu, który zdecydowanie jest nośnikiem tych ostatnich nut smakowych. Goryczka niewielka, minimalnie wybija się w finiszu, ale w tym przypadku jest to jedynie próba zaznaczenia swojej obecności niż pełnoprawne dzierżenie wodzy smaku.

Doppelbock Kloster Scheyern to całkiem przyjemne piwo, jeśli uwzględni się wspomniane przeze mnie "rozedrgania" w recepturze. To niedostrojenie z pewnością nie pozbawia degustatora przyjemności obcowania z zimowym klasykiem, ale jednak spycha w zakamarki pamięci ogólne wrażenie. Solidne B.
7.4 vol / B

czwartek, 16 stycznia 2014

Young's Bitter

W nosie zadomowił się zapach zbożowy z wyraźnie wyczuwalnym chmielem angielskim. Nic dziwnego skoro wabi aromatem wyspiarski klasyk, powszechnie panujący w tamtejszych pubach. Bitter z browaru Young's, bo o nim tu mowa, próbuje ową tradycję popołudniowego wytchnienia przy kuflu ejla, podtrzymywać. Czy to się udaje? Od razu należy zaznaczyć, że mamy do czynienia ze stylem nieprawdopodobnie zróżnicowanym i co "browar to obyczaj" chciałoby się rzec. Jego najwspanialszą cechą - dzisiaj już niemal zapomnianą (ale są wyjątki!) było dojrzewanie w piwnicy pod wyszynkiem i przepuszczanie płynu przez ręczną pompę wtłaczającą doń powietrze, zanim zapieniło się w kuflu. Robiło się tak dlatego, że klasyczny bitter gazowany był azotem, a tego jak wiadomo, najwięcej jest w powietrzu. Ponadto jest on przedstawicielem najmniej nagazowanych piw, gdzie obfita piana i rzesze bąbelkowych pływaków nie mają większego znaczenia.

Wróćmy do dzisiejszego bohatera. Z natury rzeczy nie może on dojrzewać w piwniczce, nie może być także potraktowany ręczną pompką, ale być może uda się wykrzesać z niego odrobinę wyspiarskiego noble. Kolor niespecjalnie przypadł mi do gustu - żółtawa, mętna ciecz raczej nie wzbudza entuzjazmu. Piana, o dziwo spora, utrzymuje się długo, dzięki wyraźnemu, jak na styl, wysyceniu. Czyżby piwowar zdecydował się uczynić ukłon w stronę rzeszy lageropijców? Reszta poprawna. Zbalansowana goryczka, o kwiatowym charakterze, wybrzmiewa całkiem długo ujawniając z czasem herbaciane, tytoniowe i cytrusowe nuty. Treściwość minimalna, ledwie zauważalne ślady słodowe budujące bazę, a pozbawione aspiracji wybicia się przed orkiestrę. Mamy zatem przeciętny, sesyjny trunek, raczej zaznaczający styl, do którego nazwą nawiązuje, niż ten styl podkreślający. Takie wymogi masowej produkcji - dla koneserów pozostaje beczka i ręczna pompka.

Szerokie portfolio browaru wyróżnia się piwami wybitnymi, jednak zdarza się mu przeplatać je trunkami przeciętnymi i do takich Young's Bittera bym zaliczył. Oczywiście nagany być nie może - poziom jako tako trzymać należy - ot takie słabe B.
4.5 vol / B-
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...