piątek, 8 lutego 2013

Rafun - snaps bir

Sznaps z piwem to wynalazek dla co bardziej niecierpliwych amatorów wirującej głowy. Wśród doświadczonych bywalców imprez oldschoolowych (czyli tych z lat 80 ubiegłego wieku) nazywany z lubością i nostalgią u-bootem, gdyż jak wiadomo ta łódź podwodna nie tylko swobodnie przemieszczała się pośród toni mórz i oceanów, ale dodatkowo zaopatrzono ją w niezwykle wybuchowe niespodzianki. Spożywało się toto w knajpach dolewając wprost do kufla (zazwyczaj pod stołem, by zakonspirować się przed czujnym wzrokiem barmana) lub bardziej oficjalnie zatapiając kieliszek okowity w złotej toni. Następnie przechylało się naczynie w taki sposób by sznaps w otoczeniu piwa rozgrzewał nasze trzewia.

Tyle przydługiego wstępu, choć uzasadnionego. Dzisiaj przede mną czeski specjał - RaFun, czyli przedstawiciel ginącego gatunku łodzi podwodnych wypełnionych wódką. 7% alkoholu nie jest odurzająco wysokie, przynajmniej w kontekście klasycznych u-bootów, ale w odniesieniu do piwa jest to już wartość całkiem spora. Plasuje ona ten trunek gdzieś w okolicach czerwonej skali na wymyślonej przeze mnie naprędce "piwnej wadze". Na etykiecie śmieje się do nas młody człowiek, zasłaniający sobie obsceniczne (nic tak nie gorszy jak golizna:) nagie sutki, zielonymi kępami trawy. Nie ma wątpliwości do kogo skierowano ten napitek.

Po otwarciu wierci nam w nosie chlebowy zapach, z niewielkim chmielem i wyczuwalną alkoholową wonią. Po przelaniu do kufla ukazuje się sklarowany płyn w złotym kolorze, z niewielką pianą, a w powietrzu dodatkowo gości przyjemny słodowy aromat minimalnie podbity śladowym diacetylem. O dziwo, nuty alkoholowe wspaniale się w tym towarzystwie ulotniły.

Smak nieco gorszy. Piwo jest dość gładkie i lekkie. Zatopiona "niespodzianka" nie jest groźna  jak niemiecki okręt, choć podstępnie podpływa pod nasze ośrodki koordynacji mowy i ruchu, atakując niewybrednie. Samo środowisko poruszania się łodzi to klasyczny czeski pilzner, z wyraźną goryczką i trochę miałkim słodem. Przydałoby się więcej treściwości, choć rozumiem intencje producentów - ma być mocne, lekkie, nieodpychające. DMS cały czas balansuje na krawędzi akceptowalności, często wysuwając peryskop, a nawet momentami nieostrożnie się wynurzając! I choć summa summarum nie rujnuje całości, zdecydowanie drażni.

Chcąc szybko wzlecieć na orbitę (lub bardziej adekwatnie - zanurzyć się w odmętach procentowego morza) RaFun spełni pokładane w nim oczekiwania i niczym statek pijany ze znanego wiersza, powiedzie nas swobodnie hen za horyzont. Trudno stwierdzić czy można na tym okręcie zagościć dłużej niż kilkanaście minut, ale to już problem wszystkich idących na łatwiznę. Osobiście preferuję przygody z treściwym strong ale, jeśli zamierzam odpłynąć odholowany jak Temerainea z obrazu Turnera.
7 vol / C+
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...