Trzeba mieć wiele pewności siebie żeby piwo nazwać "saksońskie złoto" ew. "złoto Saksonii". To trochę tak jakby Tyskie nazwać "skarbem Śląska", chociaż przy megalomanii naszych koncernów jestem w sobie stosunkowo łatwo wyobrazić. Oczywiście włodarze browaru w Zwickau myśląc "złoto" brali pod uwagę zapewne jęczmień falujący na polach tego landu (patrz fragment tapety z reklamą piwa zaprezentowany obok) ale szlachetny rodowód minerału, choćby służył jedynie przenośni, do czegoś zobowiązuje.
Dzisiaj w kuflu pieni się landbier i piwo określona szlachetnym epitetem będzie naszym bohaterem wieczoru.
Kolor trunku rzeczywiście złoty, wysycenie niezłe chociaż piana opadła bardzo szybko ledwie zaznaczając małymi wysepkami na powierzchni swoja obecność. Zapach orzeźwiający słodowo-chmielowy. Landbier czyli "powszedniak" powinien cechować się nienachalnością, nawet - ujmując rzecz językiem krytyki literackiej - przezroczystością formalną. Ma zaspokajać pragnienie, towarzyszyć codziennym czynnościom i nie narzucać swojej zbędnej w tym przypadku oryginalności. Sachsengold spełnia te zadania w stu procentach. Smak głęboko słodowy, do tego stopnia pełny, że ten element składowy stanowi jego niewątpliwy walor. To wrażenie równoważy delikatna goryczka, która wyraźniej wybrzmiewa w finiszu, choć i tutaj słód zdaje się grać pierwsze skrzypce. Dla miłośników mocno nachmielonych lagerów piwo to będzie "zniewieściałe", ale dla całej reszty spędzone z nim 10 minut należeć będzie do przyjemnych. Można by krótko powiedzieć: piwo jak piwo, nic rewelacyjnego. Jednak właśnie w tej super solidnej przeciętności wzorca tkwi siła niemieckich piw, której próżno szukać choćby u nas.
4.9 vol / B
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz