piątek, 23 sierpnia 2013

Krajcar marcowe

Żywiec wszystkim piwoszom kojarzy się z naszym eksportowym browarem, który w pogoni za zyskiem podupadł co nieco, nabiwszy jednak portfel jego właścicielom. Żywiec to także miasto na południu Polski, w którym ktoś odważył się założyć browar restauracyjny, jakby na przekór wszechogarniającego piwnego giganta panującego po sąsiedzku. Historia to mało ckliwa i niezbyt chwytająca za serce, więc ją pominę. Browar Krajcar warzy piwa na potrzeby restauracji, ale także zdecydował się swoje wyroby butelkować, przez co łatwiej się będzie zaznajomić z jego działalnością.

Na początek etykieta - mistrzostwo w braku smaku estetycznego, jakby czas zatrzymał się w Żywcu w połowie ubiegłego wieku, albo projektanci przeleżeli pod lodem 50 lat. Nietrafiony krój czcionki, niewyszukana kolorystyka. Plus za dedykowany kapsel, ale i tutaj coś się nie udało - jakość nadruku pozostawia wiele do życzenia. Czasami można odnieść wrażenie, że polskie przedsięwzięcia z piwowarskiej niszy za punkt honoru postawiły sobie bylejakość...

Po otwarciu piwo postanowiło wyjść z butelki, niczym frywolny szampan. Z trudem udało mi się go przelać do kufla, a czynności tej towarzyszyło potężne syczenie piany. Ta niecodzienna kaskada dość szybko jednak opadła, choć bąbelki niestrudzenie baraszkowały w płynie, sprawiając że każdy łyk rósł w ustach. Czy to zasługa wysokiego wysycenia, czy lekkiego przeterminowania, nie wiadomo. Kolor przyjemny bursztynowy.

Zapach nijaki, lekko kwaskowy, przez który z trudnością przebijają się słodowe ślady. Smak lekki, nieco przydymiony, z wyczuwalnymi nutami suszonej śliwki, starego drewna a nawet tytoniu. W tle słód nieco zbożowy.
Mniej więcej w połowie zawartości gaz się ulotnił, piana zniknęła i tyle pozostało z szampańskiej uwertury.
Goryczka niewielka pojawia się w nieco przykrótkim finiszu. Nad całością unosi się duch górskiego szałasu owianego nuta spalenizny. Ciekawa to składowa i nijak nie mogę dojść skąd się ona tutaj znalazła. Widać zdolności detektywistyczne opuściły mnie już na dobre.

Z wielkim trudem przychodzi mi ocenić ten trunek. Z jednej strony wypiłem te 330 ml nie złorzecząc, z drugiej degustacja  - mimo pozorów złożoności - przebiegła bez historii. Ponadto mam zwyczajne wątpliwości co do przydatności piwa do spożycia - butelkę otrzymałem w prezencie, a jakiekolwiek informacje o dacie produkcji nie zostały na niej wydrukowane. Żeby mieć całkowitą jasność wypadałoby powtórzyć to rendez vous, ale niespecjalnie do czego jest tęsknić.  Rzucam monetą i wychodzi B-.
5.7 vol / B-
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...