środa, 3 października 2012

Benediktin

Przyjemny aromat chleba, uzupełniony słodem i minimalnie chmielowym tłem. Piana niewielka, ale próbuje się utrzymać. Kolor szczerozłoty, płyn niewinnie zamglony, a wysycenie jest całkiem spore. Piwo zwie się Benediktin i zostało uwarzone w Broumovie (w naszym kraju najbardziej znane produkty browaru to oczywiście piwa Opat) nawiązując swoją recepturą do ojców założycieli piwowarstwa w regionie Broumova czyli benedyktyńskich opatów. 300 lat browaru to 300 lat pierwszego budynku browarnego - historia warzenia sięga ponoć czasów średniowiecza.

W ustach rozlewa się całkiem treściwy płyn, w którym słód gra rolę pierwszoplanową. Wyraźnie Wybijają się owocowo-miodowe nuty, do tego pyszne chlebowe akcenty, lekki kwasek, odrobina wyschniętego właśnie siana. Goryczka pozwala sobie na niewiele, dopełniając bukiet i osłabiając nieco oszałamiające działanie słodu. Finisz zdumiewającą krótki, choć wyraźnie aromatyczny. Trochę chmielu, dużo słodu i pod koniec orzechowa gorycz. Mogłoby to trwać znacznie dłużej, z pewnością bym się nie obraził.

Pivovar Broumov. Sprzed 300 lat nie został tu zapewne kamień na kamieniu
Nie ma się zasadniczo specjalnie do czego przyczepić, ale owa podkreślana wielokrotnie słodowość jest zbyt intensywna. Nie można także zarzucić jej niskiej jakości, nie wypada odmówić złożoności i warto docenić głębię, jednak co za dużo to niezdrowo, jak mawiały nasze mamy. Goryczka jest obecna, równoważy to niebo w gębie, ale mimo wszystko wydaje się nieco obca w całym bukiecie, jakby bezwstydnie nie na miejscu, dobrana nie z tej półki co reszta, w nazbyt skromnej ilości. Może to kwestia dominacji słodu, może nieodpowiedniego doboru chmielu. Nie mam pojęcia, jednak im dłużej myślę o Benediktinie tym bardziej odczuwam pewien dysonans i zgrzyt. Natomiast nie mogę zgodzić się z częścią opinii o metaliczności tego trunku. Być może lekki kwasek wpływa na tę ocenę, ale charakterystyczna metaliczność pilznerów (jak choćby wyczuwalna w Cieszyńskim Browarze Zamkowym, gdzie jest na tyle charakterystyczna by stanowić, o ironio, nieodzowny element większości piw tam warzonych) nie ma tutaj miejsca. Zawartość alkoholu dość spora, a ten wchłania się całkiem swobodnie i łobuzerskim urokiem stara się zmącić zmysły. Przyjemne. Nie muszę oczywiście zaznaczać, że czyni to przewrotnie i zdradziecko, bo nijak tych procentów nie da się zlokalizować.

Trudno byłoby przy tym trunku spędzić cały wieczór. Myślę, że zniewalająca słodycz wcześniej czy później zamieniłaby się w nieznośną lepkość i początkowo gładko przechodzący przez przełyk specjał, męczyłby przy każdym hauście. Niemniej jednak degustacja nie pozostawi po sobie złych skojarzeń, ale żeby wracać... nie dziękuję.
6.0 vol / B-
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...