Mam zaległą degustację do której niespecjalnie się paliłem, ale dni coraz krótsze, wieczory chłodniejsze, nie wypada więc się lenić, zważywszy na typowo letni charakter dzisiejszego bohatera.
Browary Tyskie robią co mogą by przypodobać się rosnącej rzeszy piwnych specjalistów, dla których koncernowy smak polskiego lagera przestaje wystarczać, a w zasadzie dla których ów smak staje się passe, demode, jak chcą tego z całego serca coraz liczniejsze rzesze domorosłych Jacksonów. Całe zjawisko ma w sobie typowo polski sznyt, będący wypadkową peryferyjności, niedouczenia i ułańskiej szarży rozpalonych głów. Przecież ani nie przybywa nam piwnych specjalistów, ani koncernowi przebierańcy nie myślą trafiać do wyedukowanej niszy, czyli jak zwykle gra pozorów z przymrużeniem oka.
W tej grze uczestniczy Książęce Jasne Ryżowe. Zacznijmy od aparycji, gdyż ona bez wątpienia jest podstawowym atutem tego trunku. Kolor świetliście złoty, idealnie klarowny, stanowiący wspaniałą arenę dla nieustannie pędzących ku górze pęcherzyków gazu. Piana drobnoziarnista, całkiem obfita, śnieżnobiała lubi oblepiać szkło.
Postanowiłem zrobić mały eksperyment w ramach którego zalecaną temperaturę serwowania (1-4 stopni Celsjusza) zignorowałem, uznając za niedorzeczną. Chciałem poczuć co siedzi w środku, a niemal zmrożony płyn przelatując przez gardło doprowadziłby moje kubki smakowe do paraliżującego przeziębienia.
Pierwszy łyk i coś odrzuca, pewna aptekarska nuta w goryczce wkrada się do całości i nie sposób się od niej opędzić. Gdzie podziała się ryżowa gładkość? Niepożądany posmak złamał go w stronę produktów przemysłu mydliniarskiego. Mój Boże! Lekko deprymujący początek, co będzie dalej? Z czasem jednak niedobre wrażenie otwarcia mija i przygasa w oswojonych zmysłach. Zaczynam dostrzegać słód, w miarę czysty i rześki, do tego całkiem wyraźne chmielowe nuty, jakby nieco zapomniane w koncernowych produktach, dumnie grejpfrutowe pobrzmiewające w finiszu. Ziołowy kręgosłup lagera w Ryżowym jest wyraźny, a dodatek białych ziarenek delikatnie łagodzi zadziorność słodu, który i tak tutaj nie gra pierwszych skrzypiec, więc jest raczej dopełnieniem charakteru, a nie dominującą cechą. Rachityczność bazy nie przeszkadza, mamy bowiem tę drugą stronę. Wytrawność piwa podkreślają - jak już wspomniałem - chmielowe aromaty. Oprócz grejpfruta i bujnej zieloności ziół, mamy nieco trawy cytrynowej i skórki gorzkiej pomarańczy. Nieźle. Pod koniec kufla zapomniałem o aptece, a jej obraz zrzuciłem na karb - wstyd się przyznać - raczej nieufnego nastawienia. Ryżowe, jak to w przypadku tyskich specjałów, mało nawiązuje do swojej nazwy, ciążąc bardziej do klasycznych niemieckich pilsów i warto podkreślić (lekko bijąc się w pierś) udaje mu się to, czym zasługuje na wyższa niż zwykle ocenę. Na pewno jest to najlepsza propozycja z limitowanej serii browaru, choć z drugiej strony spędzenie wieczoru tylko w towarzystwie Ryżowego, byłoby chyba ponad moje siły. Między C+ a B-.
4.5 vol / B-
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz