Bernard raz udanie, innym razem już mniej, ale suma summarum to browar raczej przeciętny. Na dzisiaj przygotowałem jedenastkę, która zdaje się potwierdzać tę sinusoidalną ocenę przybytku z Humpolca. Nieco dziwią wysokie oceny tego trunku i nagrody na festiwalach.
Wysycenie spore, piana gruboziarnista trwała i kremowa. Zapach poprawny chmielowo-słodowy. Do tego momentu jest poprawnie, ale przed nami to co najważniejsze - smak.
Pierwszy łyk i uderza w kubki smakowe obfity i tłustawy słód - jakże przyjemnie się zapowiada! Jednak znika natychmiast to wrażenie po przełknięciu. Słód przemienia się w zbożowego stracha na wróble i do głosu dochodzi goryczka. Głęboka ale tępawa i całkowicie bez finezji. Finiszuje niezbyt długo i w wyraźnej opozycji do słodu, który nagle wyłonił się z odmętów płynu. Goryczka jak wspomniałem niezbyt wysokich lotów, nazbyt pestkowa, trąci lekko stęchłym posmakiem i niedojrzałymi ziołami. Wyraźnie da się także wyczuć metaliczną nutę, która jednak tak nie razi jak np. w rodzimym Brackim. W zestawieniu do słodu, akcentującego prowincjonalny zbożowy posmak, tworzy coś na kształt chemicznego pierwiastka, który towarzyszy nam od drugiego łyku i z każdą chwilą staje się nazbyt nachalny i co tu dużo mówić - nieznośny. Pomimo faktu, że nie jest to dominująca cecha tego trunku, nie sposób wymazać z pamięci tej nienaturalnej nuty.
Bernard z powodzeniem stara się wypromować na czeskim rynku piwnym (i nie tylko), na każdym kroku podkreślając swój tradycyjny rodowód (niestety dość mocno naciągany). Jednak jak to zwykle bywa poza szumnym marketingiem, bełkotem okraszonym górnolotnymi odniesieniami i nowoczesną stylistyką przekazu, niewiele z tych deklaracji zostaje. Pierwszy łyk to za mało...
4.5 vol / C+
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz