Z cyklu powtórka z rozrywki, dzisiaj będzie stout z Primatora. Minął dość długi czas od ostatniej degustacji tego dżentelmena, a smaki i doświadczenie mają to do siebie, że lubią się zmieniać. Browary także - pomimo, albo właśnie w związku z kontrolą jakości - modyfikują receptury. Jaki zatem jest ciemniak z Nachodu?
Po otwarciu butelki w nozdrza uderza zapach chmielu, a w następnej kolejności dopiero do głosu dochodzą charakterystyczne dla stylu aromaty palonego słodu. Po przelaniu do kufla na powierzchni formuje się pokaźna beżowa piana, całkiem przy tym apetyczna. Kolor diablo czarny, dopiero gdy skierować z kontry mocny strumień światła w szkło, pojawiają się ciemnorubinowe bliki.
Smak wybitnie wytrawny. Nie ma tutaj ni grama słodyczy. Panoszy się zawadiacko mocna goryczka. Intensywna, głęboka. nieco ściągająca i długo finiszująca. Słód do tego stopnia został zdominowany przez chmiel i palone nuty (one także nadają intensywności goryczy), że dopiero w finiszu przebija się nieśmiałe do przodu. Z owych palonych nut wyodrębnić możemy, gorzką czekoladę i wybitnie kawowe ślady. Całość raczej lekka w stronę półpełnej, zdecydowanie pijalna i sesyjna. Mając na uwadze wytrawność, wysoki poziom IBU i lekkość stout Primatora posiadł jeszcze jedną cechę, nieczęsto spotykaną wśród "ciemniaków" - jest on orzeźwiający. Nie rości sobie pretensji do zastąpienia schłodzonego pilznera, ale jednak ukoić w upalne dni zapewne potrafi.
Dwa lata temu oceniłem to piwo zdecydowanie za nisko, zarzucając mu odosobnienie goryczki od całości. Nie miałem racji (jak to zwykle bywa z osądami z przeszłości). Stout Primatora to świetne piwo na każdą okazję, i jestem dodatkowo przekonany, że jego wersja z kija spokojnie może dorównywać ikonom stylu.
4.7 vol / B+
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz