Pszeniczne piwa, kiedyś jedne z moich najulubieńszych trunków, zostały na tym blogu trochę zaniedbane. Nie wynika to ze zmiany moich preferencji, a raczej z braku nowych nabytków pszenicznych. Poratował mnie w tej materii dobry przyjaciel i dzisiaj opiszę weizena z całkiem znanego browaru, którego produkty już gościły na tych łamach.
W zapachu mamy klasykę stylu - banany, goździki i nienachalnie maślane drożdże. Płyn koloru słomkowego pięknie wypełnia swą mętnością kufel. Piana gęsta i długodystansowa, idealnie biała, klei się do szkła niczym naklejka do zeszytu. Po pierwszym łyku przychodzi nagła refleksja, że neutralny niemiecki chmiel (zapewne Spalt) można by zastąpić eksperymentalnie jakąś odmianą dodającą nieco owocowych estrów. Niekoniecznie egotycznych. W Kloster Sheyernie Pojawia się niecą tępawy smak, trochę przypominający tekturę, choć nie w samej istocie, a raczej teksturze trunku. Wyczuwamy wyraźne banany, goździki i orzeźwiające cytrusy, ale podszyte to jest pewną nudnawą słodowością. Trzeba jednak oddać, że owa monotonność nie występuje podczas każdego kolejnego przechylenia kufla - raczej pojawia się znienacka wnosząc niepotrzebne komplikacje. Finisz liściasty, delikatnie tytoniowy i niezbyt długi.
Rekapitulując: weizen z Sheyern jest piwem solidnym, ale przeciętnym. Zdecydowanie przynudzającym, choć bez przygany. Spokojnie uda się wychylić kufel w towarzystwie, nie polecam jednak natychmiastowej repety. Trochę także zawodzi cecha, której bonusowo oczekuję od pszeniczniaków - czyli gaszenie pragnienia. W tym przypadku suche gardło znika raczej przez zmęczenie kubków smakowych niż przez sam orzeźwiający charakter piwa. Niemniej jednak B się należy.
5.2 vol / B
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz