wtorek, 6 listopada 2012

Permon Světlý Ležák

Zakręcił się w nosie zapach chlebowo-zbożowy, bardziej przypominający kellerbiera niż czeskiego pilznera. Przez niego przebija wyraźne masło, jakby stał przed nami talerz świeżo posmarowanych pajd chleba. Im dłużej wciągam ten zapach tym mniej mi on odpowiada, ale w samym preludium niespecjalnie drażni on moje zmysły. W końcu nie muszę intensywnie wąchać i wąchać... Kolor pięknie złoty, pojawia się lekkie zmętnienie jak u niektórych bawarskich kuzynów. Piana biała, wyraźna i dumna, pieści z lubością kufelek. Wysycenie tego trunku raczej średnie, w każdym razie dwutlenek węgla nie atakuje naszych nozdrzy od drugiej strony. Svetly lezak Permona to "jedenastka" czyli dokładnie pośrodku czeskiej tradycji. Możemy zatem spodziewać się połączenia wysokiej pijalności i sycącej treściwości. Pierwsze łyki dowodzą, że istotnie w tej materii udało się osiągnąć kompromis.

Piwo jest subtelnie wyważone, co z biegiem lat zaczynam doceniać coraz bardziej. Pośród hardych przedstawicieli czeskich gigantów, taka harmonia jest balsamem, którym z radością przychodzi się delektować. Jeśli szukasz nut słodowych z łatwością je odnajdziesz, jeśli natomiast gustujesz w goryczce, bez trudu ją zidentyfikujesz. Jednakże ustalenie co tutaj wiedzie prym będzie niezwykle trudne. Słód atakuje podniebienie chlebowymi smakami, czuć także wspomniane nuty zbożowe, trochę suszonego siana i śladowy miód lipowy. Goryczka stara się nie drażnić, w pierwszej fazie neutralizuje słodową głębię, by w finiszu rozkwitnąć bujnym aromatem. To właśnie końcówka wybrzmiewa niewiarygodnie długo i jest jedną z mocnych stron sokołowskiego pilznera. Po pewnym czasie gdy ziołowość żateckiego chmielu znika za horyzontem podniebienia, pojawia się maślana kwaśność, którą z bólem serca muszę odnotować i wystawić na światło dzienne,chociaż przez sympatię chciałoby się tę ewidentną wadę ukryć jak najgłębiej. Gdybym dysponował czarodziejską różdżką bez wahania bym jej w tym przypadku użył bo Permon uwarzył naprawdę porządnego pilznera. Niemniej jednak z trudem jestem sobie w stanie wyobrazić spędzenie przy tym trunku długiego wieczoru, a w tym kontekście to niemal porażka. W końcu taki właśnie cel przyświeca większości producentom pilznera. Wspomniana wada powinna przyprawić sladka o pąsowe policzki i zmobilizować do niezbędnych korekt, na jakie ten trunek zasługuje. Ocenę sprawiedliwie zaniżyć jednak trzeba, choć przez wzgląd na możliwą perspektywę poprawy, postaram się być nie taki surowy. Na razie coś pomiędzy B a B+. Czekam na więcej.
4.1 vol / B

2 komentarze:

  1. Czyli jednak przesadna maślaność to cecha ogólna jedenastki z Permona. Szkoda, łudziłem się że dostało mi się piwo z gorszej warki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety... A wielka szkoda, bo to piwo jest nad wyraz zacne. Przez pierwszą połowę kufla myślałem, że uda się ten mankament zignorować, ale im dalej w las tym bardziej drażnił. Powtórzę jednak nadzieję z recenzji - na pewno uda się to poprawić...
      (no chyba że trafiliśmy na tę samą warkę:)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...