To pierwsza recenzja piwa browaru z pintą w logo (mała dygresja - w naszym kraju wszystko musi być tak jednoznaczne, że zastanawiam się czasami czy wynika to z niedoceniania odbiorców czy samego siebie). Nie pierwsze wypite, ale pierwsze zapisane. Tym bardziej się cieszę, że jest udane.
Kolor świątecznego ale jest ciemnobrązowy lub raczej brunatny jak węgiel w wałbrzyskim, płyn dość mętny, a piana pokaźna, gruboziarnista i kremowa niczym czekoladowa pianka. Zapach niesie neutralne nuty słodowe i wyraźny aromat chmielowy. Do tego wszystkiego włącza się zapach starego drewna, jaki czasami możemy wyczuć otwierając zbutwiałą skrzynię.
Trunek to całkiem treściwy, który rośnie i szybko wypełnia usta. W pierwszej fazie uderza słód z wyraźnymi czekoladowymi naleciałościami i karmelowym echem, przechodzący w gasnące, przydymione aromaty dębu. W składzie wymieniono jeszcze miód i wanilię i jeśli mam być szczery to miód wraz z pyłkami, a nawet pszczelim woskiem, da się tutaj odnotować, natomiast wanilia ginie gdzieś w zawiłościach tego wszystkiego (lub po prostu ją przegapiłem). Na drugim końcu pojawia się goryczka i chmielowe podbicie, które całkiem nieźle współgra zarówno ze wspomnianą dębiną jak i czekoladą. Finisz również przypalony, trochę ziemisty, a nawet pyłowo węglowy, charakteryzujący się zdrowym współzawodnictwem intensywnego chmielu i słodowych akordów. I choć trwa dość długo, to po pierwszym uderzeniu mizernieje i traci na stanowczości. A gdy tak powoli sobie dogorywa odkrywam zagubiony smak. Znalazła się i wanilia, zaznaczona muśnięciem, ale dość ważna w całości (w porównaniu z innymi świątecznymi specjałami, zestaw przypraw jest wręcz ascetyczny, nad czym bynajmniej nie ubolewam - bo czyni to z Saint No More piwo nie tylko na grudniową okazję).
Goryczka na poziomie 55 IBU to dość pokaźna dawka, ale gęsty słód w tym przypadku równoważy chmielowe wrażenia sprowadzając je do roli towarzysza a nie dominatora. I to najbardziej w tym piwie pociąga - pewna dramaturgia smaków, objawiająca się koniec końców ogólną harmonią.
Znam blogerów (czy to jeszcze blogerzy czy już bardziej pijarowcy?) narzekających na to piwo, znam również inne produkty z AleBrowaru i mając to wszystko na uwadze muszę przyznać, że jest to ścisła czołówka tego "kontrakciaka". Do tego fajna, nowoczesna etykieta (pomijam jej treść, jako esteta patrzę bardziej na formę i pomysł), znacznie dystansująca konkurencję w swoim segmencie i mamy trunek grubo ponad B. A jeśli ma być miło (a tego pewnie wszyscy chcą) do dam nawet B+.
6.2 vol / B+
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz