Angielskie piwa to ciągle u nas rzadkość. Nawet jeśli się pojawiają to ceny przyprawiają o zawrót głowy. Tym bardziej trzeba się cieszyć, gdy możemy w rozsądnej cenie poznać klasyczny angielski styl wprost z wyspiarskiego browaru. Nie jest to oczywiście browar niszowy, ale zważywszy na jakość oferowanych produktów tej stajni (patrz Double Chocolate Stout), pewnym kredytem zaufania warto go obdarzyć. Bombardier od Wells & Youngs reprezentuje najbardziej klasyczny styl: bitter, w wersji premium bitter, a więc mającej uchodzić za wizytówkę. Przy okazji (niestety) z pewnością pojawi się refleksja dotycząca jakości i poziomu brytyjskich dużych browarów w kontekście rodzimego rynku. Ale dość narzekania.
Po przelaniu do kufla naszym oczom ukazuje się znakomicie sklarowany płyn w barwie ciemnej miedzi, wyjątkowo efektownie się prezentujący, zwłaszcza że kremowa piana wieńczy zawartość szkła i nie zamierza odpuścić, klejąc się doń niemiłosiernie. Zapach bardzo przyjemny, niesie ze sobą aromatyczny słód i królestwo angielskiego chmielu z całym jego dobrodziejstwem. Wizualnie Bombardierowi nie można nic zarzucić, a z pewnością w konkursie na najbardziej klasyczny wygląd bittera, zająłby on zasłużenie wysokie miejsce. Po pierwszym łyku emocje nieco zostają ostudzona, ale podkreślam: nieznacznie. W smaku da się wyczuć alkohol i to jest zła wiadomość tonująca nieco pierwsze wrażenie. Poza tym jest bardzo dobrze. Goryczka głęboka i całkiem mocno pobrzmiewa, aż do średniego finiszu, ujawniając nam opiewaną chwałę chmielu Fuggles - żywiczność, nuty tropikalne i anyżowe, wszystko jednak stonowane, nienachalne, z iście brytyjską powściągliwością statecznego dżentelmena. Do tego słód, z wyraźną dominacją nut karmelowych i minimalnie palonych. Na podniebieniu pojawia się lekki kwaskek wtórujący wspomnianemu alkoholowi, co w efekcie nieco podkreśla jego obecność. Z jednej strony ta kombinacja sprawia, że ogólny charakter Bombardiera jest ożywczy pomimo niewielkiego wysycenia (naturalnego dla tego stylu), ale z drugiej strony staje się przyciężkawa i trochę irytująca na dłuższą metę. Niemniej jednak, kiedy tempo degustacji spada wada ta zdaje się rozmywać w dominujących zaletach. Jeśli zatem chcesz spędzić cały wieczór przy tym piwie, nie spiesz się, daj sobie czas na długie dysputy i dobrą zabawę, którą Bombardier ma podkreślić a nie zastąpić. Wtedy nie będziesz zawiedziony. Etykieta przyciąga wzrok krzyżem św. Jerzego, który to symbol jednocześnie kojarzy się z krajem rodzinnym Bombardiera. Nie ma w niej zaskoczenia, ale pewna solidność połączona z dyskretnym smakiem warta jest odnotowania.
Pomiędzy B a B+ (w związku z pewnymi chemicznymi dodatkami - w końcu na jaką cholerę to paskudztwo dodawać do naturalnych piw - postanowiłem skłonić się do oceny nieco niższej).
5.2 vol / B
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz