Zima idzie... I od razu chce się jakiegoś mocnego, ciemnego trunku, który osłodzi i znieczuli nam te przykrótkie dni. Bałtycki porter wydaje się propozycją idealną dla tego typu kurażu. Zapach karmelowy z delikatnym i przyjemnym tłem alkoholowym, całość jakby orzeźwiająca, ale jest to chyba cecha typowa dla Corneliusów. Piana niemal brunatna, raczej średnia i dość szybko opada tworząc 3mm pierzynkę. Kolor czarny niczym smoła. Smak głęboki, zahaczający niemal o głębokie gardło, gdzie wciąż czujemy wybrzmiewanie palonego słodu. Do tego śladowo wyczuwalny chmiel i odrobina kwasku, a także szczypta gorzkiej czekolady i dalekie winne echa. Zestawienie niemal idealne, ale nie zawsze szlachetne części składowe czynią mistrzostwo gatunku. Trochę to trunek ziemisty, trochę słodkawy. Właśnie... Początkowa ta słodycz nie jest irytująca jedynie nieco zaskakująca, jednak w miarę ubywania płynu z butelki zaczyna takowa być.
Podsumowując: nie jest to piwo udane, choć na druzgocącą krytykę nie zasługuje. Wydaje się, że Cornelius w poszukiwaniu złotego środka, charakteru "fajnego gościa" co to każdemu pasuje, posunął się nieco za daleko. I jest to niestety konkluzja, która nasuwa się po spożyciu nie tylko Portera, ale także pozostałych z piwnej serii.
8.0 vol / C+
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz