Po długiej przerwie będącej wynikiem choroby i w jej następstwie zażywaniem antybiotyków, nadszedł czas na odbudowanie flory bakteryjnej żołądka oraz przy okazji porządną antyseptyczną, chmielową kąpiel.
Na kontretykiecie ktoś trafnie zauważył, tłumacząc na polski: piwo jasne. No jasne, że jasne, bo kolor tego napitku jest tak rozświetlony jak strumyk o poranku. Mamy tutaj zatem niebywale jasnego koleżkę, który do tego zatrudnił sobie bąbelkowych pływaków regularnie jak w szwajcarskim zegarku płynących ławicami z dna do samej góry. Kierunek obrano więc zupełnie prawidłowo. Piana do tego całkiem, całkiem i pięknie oblepia ścianki kufla. Zapach przyjemny, chmielowo słodowy. Zaczynamy!
Pierwszy łyk i momentalnie daje się odczuć bardzo głęboka i szlachetna goryczka. Chmielu to tutaj nie żałowano i z wielkim sercem go dobrano. Akcenty kwaskowe także na końcu języka powinien każdy wyczuć. W długim finiszu smaczny słód. Gdyby nie etykieta - iście niemiecka - można by posądzić producenta tego trunku o lokalizację gdzieś w okolicach Wełtawy. A tak mamy rasowego pilznera z Niemiec. Piwo świetnie nadaje się na gaszenie pragnienia, uzupełnienie posiłków i do świetnej zabawy.
Ogólnie frywolnie, lekko i nawet troszeczkę kremowo. I przede wszystkim mocno chmielowe. Jak dla mnie dzisiaj (zważywszy na tę wymuszoną przerwę) B+. Sprawiedliwie jednak byłoby dać B i taką ocenę stawiam temu trunkowi. Tak czy owak warto, warto!
5.0 vol / B
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz