Przyjemny aromat chleba, uzupełniony słodem i minimalnie chmielowym tłem. Piana niewielka, ale próbuje się utrzymać. Kolor szczerozłoty, płyn niewinnie zamglony, a wysycenie jest całkiem spore. Piwo zwie się Benediktin i zostało uwarzone w Broumovie (w naszym kraju najbardziej znane produkty browaru to oczywiście piwa Opat) nawiązując swoją recepturą do ojców założycieli piwowarstwa w regionie Broumova czyli benedyktyńskich opatów. 300 lat browaru to 300 lat pierwszego budynku browarnego - historia warzenia sięga ponoć czasów średniowiecza.
W ustach rozlewa się całkiem treściwy płyn, w którym słód gra rolę pierwszoplanową. Wyraźnie Wybijają się owocowo-miodowe nuty, do tego pyszne chlebowe akcenty, lekki kwasek, odrobina wyschniętego właśnie siana. Goryczka pozwala sobie na niewiele, dopełniając bukiet i osłabiając nieco oszałamiające działanie słodu. Finisz zdumiewającą krótki, choć wyraźnie aromatyczny. Trochę chmielu, dużo słodu i pod koniec orzechowa gorycz. Mogłoby to trwać znacznie dłużej, z pewnością bym się nie obraził.
|
Pivovar Broumov. Sprzed 300 lat nie został tu zapewne kamień na kamieniu |
Nie ma się zasadniczo specjalnie do czego przyczepić, ale owa podkreślana wielokrotnie słodowość jest zbyt intensywna. Nie można także zarzucić jej niskiej jakości, nie wypada odmówić złożoności i warto docenić głębię, jednak co za dużo to niezdrowo, jak mawiały nasze mamy. Goryczka jest obecna, równoważy to niebo w gębie, ale mimo wszystko wydaje się nieco obca w całym bukiecie, jakby bezwstydnie nie na miejscu, dobrana nie z tej półki co reszta, w nazbyt skromnej ilości. Może to kwestia dominacji słodu, może nieodpowiedniego doboru chmielu. Nie mam pojęcia, jednak im dłużej myślę o Benediktinie tym bardziej odczuwam pewien dysonans i zgrzyt. Natomiast nie mogę zgodzić się z częścią opinii o metaliczności tego trunku. Być może lekki kwasek wpływa na tę ocenę, ale charakterystyczna metaliczność pilznerów (jak choćby wyczuwalna w Cieszyńskim Browarze Zamkowym, gdzie jest na tyle charakterystyczna by stanowić, o ironio, nieodzowny element większości piw tam warzonych) nie ma tutaj miejsca. Zawartość alkoholu dość spora, a ten wchłania się całkiem swobodnie i łobuzerskim urokiem stara się zmącić zmysły. Przyjemne. Nie muszę oczywiście zaznaczać, że czyni to przewrotnie i zdradziecko, bo nijak tych procentów nie da się zlokalizować.
Trudno byłoby przy tym trunku spędzić cały wieczór. Myślę, że zniewalająca słodycz wcześniej czy później zamieniłaby się w nieznośną lepkość i początkowo gładko przechodzący przez przełyk specjał, męczyłby przy każdym hauście. Niemniej jednak degustacja nie pozostawi po sobie złych skojarzeń, ale żeby wracać... nie dziękuję.
6.0 vol / B-
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz